Dotarcie na Litwę. Zimno, śnieg do pasa, mróz. Cel: Pink Milk Shake. Nazwa sugerująca ciche, miłe, spokojne miejsce. Po dotarciu jednak, po oczach uderzył wściekły, agresywny róż, udający spływające po ścianie lody (lody, bądź cokolwiek przypominające produkty mleczne). Od razu na myśl nasuwa się Hello Kitty. Zamówienia: jakiś podejrzany „drink” ze słodkiej herbaty mango (który okazał się zresztą całkiem niezły, słodki i rozgrzewający. Plus dorzucone kawały owoców), shake z zielonej herbaty (też podobno niezły) i bananowe smoothie. Jednak podczas próby zajęcia jakiegoś strategicznego miejsca, w naszą stronę poleciało całe mnóstwo złych spojrzeń, głównie ze strony przysiadujących tam z laptopami na kolanach, nic nie zamawiających dziewcząt. Zresztą zdaje się, że było to regularne miejsce spotkań miejscowej młodzieży. „Mean Girls” z litewskim dubbingiem, a z drugiej strony jak wyjęte żywcem z shojo anime. Na kubeczkach zresztą pojawiła się naklejka z pyszczkiem królika, a na podwyższeniu różowo-biały fotel z jakiejś śliskiej pseudo-skóry, przewinięty równie różową wstążką. Hm. Trochę obawiałam się, że zza lady wyskoczy jakaś panienka w króciutkim mundurku, getrach, z szerokim uśmiechem na twarzy (o tak białych ząbkach, że nie widać przerw pomiędzy nimi) i krzycząca „kawaii”, jednak nic takiego się nie stało. Zresztą otrzeźwiło mnie trochę spotkanie twarzy ze ścianą w łazience. Mimo wszystko, wyjąwszy dziewczątka o złych spojrzeniach, Pink Milk Shake ma swój (lekko psychodeliczny) urok. Tylko należy tam przyjść wiedząc dokładnie, czego się spodziewać. Tego, że z ekranu nad stolikami straszyć będzie Pink, można się akurat domyślić.
Kierunkowy. Blog nie skierowany do nikogo konkretnego. Nie obliczony na żaden target, ale biorący na cel konkretne miejsca. Bez myśli przewodniej, bez klucza, być może bez sensu. Blog, na którym znajdzie się jakiś spot – miejsce, warte skierowania na nie swej uwagi.
0 komentarze:
Prześlij komentarz