hana:
Do wejścia do „Sklepu z kanapkami” prócz głodu skłoniła nas ciekawość. Niepozorny lokal na Krakowskim Przedmieściu. Nad wejściem dziwny, kolorowy, neon, sugerujący właściwie nie do końca wiadomo co. W każdym razie każdy, kto spodziewał się czegoś w rodzaju Subwaya, rozczarował się. Od wejścia wszechogarniające ciepło, przy kasie na wystawie ciastka, wyglądające na świeże. Dostaliśmy menu i weszliśmy na górę, po krętych, długich schodach. Na górze kolorowe tapety w kwiatki, miłe, wygodne kanapy (również w kwiatki) i nader intrygująca półka z książkami, na której znalazł się między innymi Louis Aragon, czy tomiszcze traktujące o nurtach ideologicznych w XII wieku w Ameryce. Być może ze względu na godzinę, oprócz nas na piętrze były tylko jakieś trzy osoby (które swoją drogą nie zamówiły nic, tylko siedziały i gapiły się na wyświetlane na ścianie animacje). W menu z kolei dominowały (zaskakująco) kanapki. Uwagę zwracały również wegańskie desery. Zamówione jedzenie (Trzy kanapki na ciepło, tortilla z mięsem) przyniosła lekko wkurwiona pani (trochę trudno jej się dziwić, schody nie wyglądały na sprzyjające chodzeniu z góry na dół w dodatku z tacą w rękach.). Tortilla okazała się być całkiem niezła, choć ostra i trochę ściemniana (obiecanej w menu kukurydzy nie było, zaś fasoli więcej niż mięsa.). Przede wszystkim była jednak duża i niedroga. Największą atrakcją okazało się ciepłe mleko z karmelem i ciepły napój imbirowy (smakujący jak herbata, ale przynajmniej w dużym kubku, co się zwykle nie zdarza). Posiłek zaś umilała dziwna hinduska i japońska muzyka (którą, mimo że niezbyt głośna, było słychać jeszcze po drugiej stronie ulicy). Jedzenie dobre, ceny dość niskie i przyjemna atmosfera. Aż miło.
lwr:
Każdy kto pracuje w korpo-szklarniach, spotkał się z Panem Kanapką (lub oczywiście Panią Kanapką). W każdy pracujący dzień pojawiają się w okolicach recepcji dzierżąc kosz pełen sandwiczów, tortilli, sałatek, soków, słodkich bułek, a nawet całych zestawów obiadowych do odgrzania w mikrofali. Nawet jeżeli zwykliście przygotowywać sobie jedzenie do pracy w domu lub jeżeli macie szczęście pracować przy spożywczaku, w którym można nabyć produkty do samodzielnego zmajstrowania śniadania w biurowej kuchni, to na pewno i tak zdarzyło Wam się kiedyś skorzystać z oferty popularnych kanapkowych. Pan Kanapka z mojego poprzedniego biurowca obwieszczał swoje przybycie irytującym zakrzykiem rodem z targowiska lub bazaru: kaaanaaaapkiii, kanapeczki, kaaanaaapkiii, komu kanapeczkę?!? Jako, że w mojej lodówce nigdy nie znajduje się więcej niż dwa produkty (jeden z nich to niezmiennie musztarda), na ten jarmarczny śpiew zostawiałem zwykle excelowskie tabelki i potulnie kierowałem się nabyć pierwszy posiłek dnia. Wybór był zawsze spory, ale zwykle wracałem do biurka z oklapłą, zbyt tłustą ciabattą, której świeżość była dyskusyjna. Do niedawna takie było moje pierwsze skojarzenie na dźwięk słowa „kanapka”.lwr:
Do niedawna, bo parę tygodni temu usłyszałem o sklepie Sklepie z kanapkami. W zasadzie to usłyszałem sam sklep, przechodząc obok niego – z wystawionego na zewnątrz głośnika dobiegał skoczny rosyjski folk uliczny, coś jakby Leningrad. Tego dnia nie wszedłem do środka, bowiem pożywiłem się wcześniej sandwiczem z Subwaya. O tym jak wielki to był błąd (zarówno olanie sklepu jak i jedzenie w Subwayu) przekonałem się dopiero parę dni temu.
Tym samym utwierdziłem się w przekonaniu o doskonałym guście muzycznym właścicieli i kontemplowałem okładki płyt Krawczyka i Sławy Przybylskiej na równi z wystrojem lokalu. Domowym i przytulnym. To ostatnie słowo jest kluczem do wrażenia jakie robi Sklep z kanapkami. W wielu miejscach taki klimat wprowadzany jest na siłę, tutaj - mimo oczywistego zestawu starych mebli, regałów z bibelotami i niepopularnymi książkami oraz wygodnych kanap – owa przytulność jest zupełnie naturalna i niewymuszona. Miłym zaskoczeniem było menu, zawierające więcej niźli tylko kanapki i napoje. Jednak nie w pierogi i nie w tortillę celowałem – chciałem dwa kawałki pieczywa przełożone różnymi różnościami, na przykład serem brie. Tortillę zamówiła za to Hana. I była to wielka tortilla. Wyzwalająca zazdrość. Nie to, żebym miał jakiekolwiek zastrzeżenia do kanapki z serem brie – była pyszna, ale kosztujący jakieś 13 dzika naleśnik sprawiał, że ślinka mi ciekła. Na pocieszenie Sonia poczęstowała mnie swoim mlekiem z syropem karmelowym. A resztki tortilli i tak trafiły do mojego żołąda. Tym którzy zamówili kanapki nawet nie przyszło do głowy się nimi dzielić, były zbyt dobre… Miejsce wprawiło nas w tak dobry humor, że zostaliśmy tam jeszcze jakiś czas usiłując złożyć kastaniety z łupinek po orzechach pistacjowych. Zgodnie stwierdziliśmy, że należy tu wracać. Warto wspomnieć, że Sklep z kanapkami to miejsce powstałe dzięki Krystianowi Legierskiemu - współwłaścicielowi klubów M25 i Ust Mariana (wcześniej Tomba Tomba) oraz nieodżałowanej Le Madame i Ewie Wanat - szefowej TOK FM.
W nowym domu mojej korporacji Pan Kanapka jest dużo dyskretniejszy niż ten krzykacz ze starego biurowca, przemyka przez office space’y niczym szpieg z krainy deszczowców. Tak naprawdę nigdy go jeszcze nie widziałem. I dobrze – kanapki wole spożywać w Sklepie z kanapkami.
Sklep z kanapkami
ul.Krakowskie Przedmieście 11
ceny do 20zł (duże sałatki niewiele więcej)
0 komentarze:
Prześlij komentarz