PAPABUBBLE


Wyprawa po suweniry. Nie wypada w końcu wrócić bez prezentów, za to samemu z naręczem rzeczy kupionych dla siebie. Więc chcąc, nie chcąc, ruszyliśmy. W centrum znalazł się sklep z cukierkami (z początku wzięty za sklep z mydłem, później; z żelkami. Wniosek, że to cukierki, przyszedł dopiero później) . W pierwszej kolejności przyciągnął słodki zapach. W środku oszołomiły przede wszystkim kolory. I wciąż nieco przytłaczający, intensywny zapach, niczym w perfumerii podczas zakupów przedświątecznych. Ale cukierki. Niektóre z nich wyrabiane na miejscu. Inne w słoikach, w plastikowych i papierowych torebkach, lizaki, kolorowe, owocowe, miętowe, o przeróżnych kształtach. Nie obyło się również bez tak zwanej „degustacji”, czyli wżerania słodyczy za darmo możliwie jak najmniej ostentacyjnie. (Podchody w celu zdobycia ich w jak największej ilości bez zostania przyłapanym uskuteczniane były przez wszystkich tam obecnych). Na półkach jakieś podejrzane płyny w przeróżnych kolorach. Maszyny krojące karmelową masę. Wszystko to rozpraszało w zręcznym omijaniu otwartych drzwi do piwnicy ziejących z podłogi. (Podstawionych tam zapewne jako pułapka na turystów). Panie ekspedientki z kolei wyglądały jakby przeszły jakiś casting, zanim się tam znalazły. Duże oczy, miłe uśmiechy, cieniutkie głosy, do tego spinki we włosach. Pomimo, że wyszliśmy z praktycznie z pustymi rękoma, fakt ten wynagradzało samo widowisko nieco w stylu Charliego. Bardziej skuteczne niż domek z piernika i pigułka z arbuza razem wzięte.

photo
PAPABUBBLE
Ample 28
http://www.papabubble.com/

0 komentarze:

 
design by suckmylolly.com : images (c) historypicks.com